Z profesorem Marianem Bugajskim rozmawia Dorota Zyń ? Horbaczewska.
Panie Profesorze, czy zauważył Pan, że nasz język jest przesycony emocjami?
Nie ma w tym nic dziwnego, bo jedną z podstawowych jego funkcji jest właśnie funkcja emocjonalna. Jeśli jednak mówimy o przesyceniu, to myślimy o pewnym nadmiarze. I ten nadmiar jest dzisiaj widoczny, a dla mnie już męczący. Język jest narzędziem komunikowania i poznania. Gdy kładziemy nacisk na wyrażanie emocji, to nasze wypowiedzi stają się intelektualnie uboższe, ale jednocześnie łatwiejsze w odbiorze i mocniej na słuchacza oddziałują. Łatwo to zaobserwować w przekazach oficjalnych, gdzie język emocjonalny staje się ważnym nośnikiem treści reklamowych i propagandowych.
Czy według Pana są to działania celowe ?
Tak. Dotyczy to szczególnie nadawców medialnych, których emocje skierowane na odbiorcę, mają w nim wywołać stany pozytywne lub negatywne, na przykład zachwyt reklamowanym towarem czy podziw dla osoby. Ten zachwyt wcale nie musi być uzasadniony racjonalnie, ale komunikat ma wtedy większą siłę przebicia, jest bardziej wyrazisty, łatwiej do niego dociera i mocniej oddziałuje. Intensywność emocji jest więc jednym z czynników warunkujących skuteczność przekazu. Umiejętnie nimi kierując, pozyskujemy rozmówcę i wpływamy na jego przekonania i postawy.
Mówi Pan o manipulacji? To może być niebezpieczne…
Manipulacja odbywa się poza naszą świadomością. Emocjonalne wypowiedzi mogą być jej narzędziem, jej ?ofiara? nie wie, jakie intencje ma nadawca i w zasadzie biernie się im poddaje. Nader często oczekujemy od rozmówców wypowiedzi tego typu, gdyż są one mniej nudne, czasami zabawne. Jednak zabawy językowe się kończą, gdy zaczynamy się odwoływać do emocji negatywnych ? kiedy takie emocje wywołujemy u rozmówców bądź sami je wykazujemy. Wiadomo, że dysponujemy licznymi środkami językowymi, które takie działania umożliwiają.
Zaczyna się wtedy językowa agresja?
?agresja będąca niejednokrotnie działaniem wyuczonym, składnikiem naszej kompetencji językowej. Mówimy o ?walce na słowa?, ?słownej szermierce? czy ?ciętym języku? realizującym potencjalną skłonność do agresywnych zachowań. Język umiejętnie stosowany staje się bronią, a broni używamy zarówno w szlachetnych, jak i niegodziwych celach.
Nie wydaje się Panu, że dzisiaj przeważają te niegodziwe? Przecież od dawna mówimy już o języku nienawiści!
Wolałbym nie mówić o nienawiści, niestety jest ona obecna szczególnie w wypowiedziach polityków i związanych z nimi mediów ? i tych tradycyjnych, i elektronicznych. Nowoczesne technologie sprzyjają szerzeniu się tzw. hejtu. Uważam, że z jakichś względów, ale o to trzeba by pytać psychologów, łatwiej nam jest wyrażać emocje negatywne niż pozytywne. Mówiący, przepełniony złymi emocjami, będącymi na przykład wynikiem niepowodzeń, często musi się po prostu rozładować. Przy czym niekoniecznie nienawiść musi być skierowana na konkretną osobę. Jeśli takich mówiących jest wielu, zjawisko się szerzy, szerzy się niechęć, rozprzestrzeniają się złe emocje i trudno jest się od nich uwolnić. Zaczyna się więc szukanie obiektu ? osoby lub grupy osób, na które można by skierować złość. W tym sensie negatywne uczucia łączą; poprzez wykluczenie (np. cyklistów, wegetarian, innych i obcych) wzmacnia się wspólnota. Niestety w skrajnych wypadkach może to być wspólnota nienawiści. Obserwując niektóre wypowiedzi publiczne, oficjalne, zaczynam się obawiać, że zjawisko, o którym mówimy, może się wymknąć spod kontroli, że emocje zaczną górować nad racjami, bo gdy rozum śpi, budzą się upiory?
W takim razie uświadamiajmy sobie, bliższemu oraz dalszemu otoczeniu, zagrożenia, o których mówiliśmy, bo od emocji do agresji, potem do języka nienawiści – niedaleko. Granica jest naprawdę krucha?
Tymczasem, Panie Profesorze, poprosimy już tradycyjnie na zakończenie rozmowy o odpowiedź na jedno z pytań internautów:
Jadę do Grenlandii, czy jadę na Grenlandię ? Przecież mówimy: jadę do Francji…Czy jest różnica? I jak to zrozumieć?
Jest różnica gramatyczna i znaczeniowa. Jadę na Grenlandię, Maltę, Korsykę, na Kretę; mieszkam na Helu? przyimek ?na? zasadniczo łączy się z nazwami wysp i półwyspów; z nazwami dzielnic miast: na Żoliborzu, z nazwami regionów geograficznych: na Śląsku. Nazwy państw wymagają natomiast przyimka ?w?: w Polsce, w Niemczech, w Chinach. Taka jest reguła, ale są od niej odstępstwa sygnalizowane w słownikach i trzeba je (nie ma innego wyjścia) znać. Wyjątki dotyczą w zasadzie nazw, oznaczających obiekty, które kiedyś były częścią większej całości (na Litwie, na Węgrzech, na Ukrainie) ? nie były samodzielne administracyjnie lub politycznie.
Dziękujemy i czekamy na Państwa pytania pod adresem: ojezyku@dziennikarzelubuscy.pl
Marian Bugajski prof. dr hab., kierownik Zakładu Komunikacji Językowej Uniwersytetu Zielonogórskiego, członek Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk, przewodniczący Komitetu Okręgowego Olimpiady Literatury i Języka Polskiego; językoznawca. Specjalizuje się w zagadnieniach współczesnego języka polskiego, teorii komunikacji językowej, lingwistyki normatywnej i w problematyce medioznawczej. Napisał między innymi: Podstawowe zagadnienia lingwistyki normatywnej; Językoznawstwo normatywne; Pół wieku kultury języka w Polsce, 1945-1995; Jak pachnie rezeda? Lingwistyczne studium zapachów; Język w komunikowaniu.