Biografie, wspomnienia

Przechadzki po regałach

Skoro nie można uprawiać przechadzek zielonogórskich (knajpy, kawiarnie), to choć poczytać cosik, surogat wchłonąć, promenadowania warty. W ramach zabijania pandemicznych depresyj, grzebię po półkach z książkami. Cymelia, uch, czasem zapomniane. Luki w pamięci wypełnia kurz – sojusznik amnezji. Nie ma opcji: miotełka francuskiej guwernantki z koguciego ogona, zrobi robotę. Zgwałci pył w try miga. Szastu prastu, nagle BUCH! Na nogę! Łaaa! Kawał kloca. Książki mi drewnieją?! Czytanie ?od deski do deski?? Drewniejące księgi lepsze od zbutwiałych. Żarty. A poważnie?
Oto ciężar w dłoni: ?Ludzie z Palmiarni? autor Andabata, zdjęcia Czesława Łuniewicza. Zielona Góra 1995. Ot wolumin! Paleotyp nieledwie! I nagle BUCH nr 2! Wypada z drewnianego kloca piersiówka. Zdziwienie moje! Wódkę w książkach przechowuję? Banknoty ? oczywistość, lecz alkohol dosłowny w literaturze?
W dawnych czasach, gdy bloki z wielkiej płyty zakwitały warzonym zacierem, a całe osiedla śpiewały chórem: ?kap kap, płyną łzy? – normalne. Ale to-tu, to nie jest piersiówka za książkami, lecz w samym jądrze woluminu, jego wnętrzu.
Tytuł: ?Ludzie z Palmiarni?. Zerkam na karty, na fotografie – kawalkadą nadjechała retrospekcja. Można się zatracić, ale bowiem nie ma dokąd pójść, więc cofniemy taśmę.
Siwy, ogorzały, nigdy łysy, pisywał artykuły, książki i regularne felietony np. ?Listy z Palmiarni?, gdzie miał stolik, ale ja co go spotykam, to w Nigerze. Właśnie tam. Fakt, że do Palmiarni często się nie chadzało, coś jak Góral na Giewont – ?a po co mnie panocku tak wysoko włazić?? Mikro – Amazonia z milionami ton dymu, nie lubiłem. Palmiarnia czasem, ale Niger bliżej, po drodze i nie pod górkę. Choć może z górki, bo pan Henryk mieszkał na ulicy Podgórnej.
Wędrował także od Gazety do tam, gdzie zapewne wiele pomysłów upłodził nad lampką złocistego ? jak zwykł był mawiać – ?lejtnanta? (Feldmarschalleutnant), koniak armeński, czy tam Pliska, a ja wówczas tylko: ?Poloneza czas zacząć?.
Andabata ? redaktor Henryk Ankiewicz ? wybitna postać maszyny do pisania z przebitką. Prawdziwa potęga słowa i stylu.
Jego szanowna małżonka z kierownictwa KMPiK przyjmowała mnie do roboty, gdzie nająłem się, by wakacji nie przewałkonić. Trzy miesiące się tam spełniałem. Machnąłem kilka okolicznościowych dekoracji, naskrobałem sporo rysunków satyrycznych, były wspaniałe tusze chińskie, farby różniaste, bristole, bloki, kartony. Wysyłało się to do Politechnika, Itd, Karuzeli, no i zanosiło się do Nadodrza oczywiście, z Faktorem na WSP długa współpraca zawieszona, a znacznie później – Gazeta Nowa.
Suche pastele się ćwiczyło.
Przy okazji poznałem pana Ankiewicza ? osobiście, ale jako młody młodzieniec nie miałem u niego specjalnych przodów. Nie ten stan, nie ta ranga. Ale tyłów też nie.
We wrześniu nagle wysłali mnie na wielki plener aż pod radziecką granicę, nad Gołdapiwo ? jezioro wielkie, magiczne, że poetyckie majstersztyki największych romantyków wysiadają, a jak wzburzyło fale, to Bałtyk pada. Bałtycka się lała, piwo, nomen omen też, ale to historia na inną okazję.
W październiku, razu pewnego, telefon (stacjonarny!) z radia. To redaktor Romuald Szura. I życie piruetowego przyspieszenia nabrało. O tym też inną razą.
Jako pracownik pionu kultury Polskiego Radia dla ludzi kultury stałem się rozpoznawalny, również p. Ankiewicz – Andabata na ulicy, czy gdzieś tam, zaczynał mnie zoczać, wszakoż traktował jako dziennikarską podwikę rodzaju męskiego, popatrywał unosząc brwi, podawał dłoń:
– Co tam w radiu?
– A dziękuję, stara bieda.
– Mało płacą?
– (?)
I szorował dalej ku Palmiarni (Nigerowi).
Jako redaktor wydawniczy (executive producer) obrabiałem m .in. jego ?Zieloną noc? – bardzo dobre słuchowisko radiowe w reżyserii Jerzego Glapy i realizacji Zygmunta Galka. Emisja latem 1978. W obsadzie same gwiazdy miejscowego teatru im. Kruczkowskiego – Ludwina Nowicka, Cyryl Przybył, inni. Poszło to również po eterze anteny centralnej Polskiego Radia, co znaczyło bardzo wiele. Każda rozgłośnia regionalna była surowo rozliczana ze współpracy z Warszawą. Co tydzień zebranie i: ?jak tam koledzy i koleżanki na antenie centralnej?? To sumowanie minutek było zabawne, ale kto miał więcej emisji centralnych, miał więcej honorariów. Kiedyś o tym dokładniej. Dziś to wszystko poszło w czarny tunel, ale ja mam od Niego pamiątkę, co jest siermiężna i seraficzna. Piersiówka z wódką białą – Andabatówką zagryziona książką Andabaty, czy książka Andabaty popita Andabatówką? To smaczne i tamto wykwintne. Wódki nie ruszyłem do dziś (sama paruje), niepijący jestem (chyba, że co drugą kolejkę).
Książka składa się z trzech części: najpierw szereg autorskich charakterystyk znamienitych ludzi z Palmiarni, mini-rewia krótkich impresji. Jest m. in. o uczonych – Władysławie Korczu, Joachimie Benyskiewiczu, Franciszku Pilarczyku, Jerzym Piotrze Majchrzaku, o plastykach ? Adamie Bagińskim, Stefanie Słockim, Agacie Buchalik ? Drzyzdze, Jolancie Zdrzalik, o literatach ? Januszu Koniuszu, Mieczysławie Warszawskim, Czesławie Sobkowiaku, Czesławie Markiewiczu. Tak, tak – Czechu też! O aktorach ? Jerzy Glapa, także o znanych sportowcach, działaczach, politykach…W drugiej części felietony mistrza, lapidarne, acz treściwe z odpowiednią puentą i wiele tam o Lubuszanach, są tak dobre, że może i sam Art Buchwald wysiada? Dobrze się to czyta, jest kuse i zwarte, bo jak już musimy czytać, to lubimy krótko, a nie długo. I tam tak jest.
Trzecia część to już tylko Andabtówka. Teksty z frajdą wchłonąłem, w przeciwieństwie do wódki, można je czytać wiele razy i nie zabraknie. Chyba, że wyblakną, bo jasnobrązowa farba drukarska powoli znika z kart. Wódeczka? Niech sobie poleżakuje długie lata, zwłaszcza, iż fabryka, co ją stworzyła przy ul. Jedności Robotniczej w Zielonej Górze, dawno umarła, a jej trunek wciąż żywy i dobrze się chowa. U mnie pośród książek.
?Lepiej być znanym pijakiem, niż anonimowym alkoholikiem.?
?Wódka lepsza jest od chleba, bo nią wgryźć się nie potrzeba.?
Działkę ?Listy z Palmiarni? Henryk Ankiewicz ? Andabata uprawiał przez dziesięciolecia. W końcówce napisał:
?Różnie to mi wychodziło. Raz lepiej, raz gorzej. Jak teraz na to patrzę z pewnej perspektywy, to odnoszę wrażenie, że mając rację ? błądziłem i błądząc ? miałem rację. Jak to w robocie.?
Z najwyższym szacunkiem Andabato!

Inne z sekcji 

“Moc jest w nas”

Drodzy czytelnicy do napisania tego artykułu w formie rozmowy zainspirowała mnie idea samego tytułu: „Moc jest w nas”. Dlatego zapytałam osoby, które współtworzyły, lub tworzą projekty mojego życia: – jakie cechy osobowości zachęcały ich do współpracy ze mną?

40-lat minęło w Zespole Szkół przy Dunikowskiego

Jubileusz, to święto obecnych uczniów, jak tych, którzy przez lata tworzyli historię placówki. Państwo Kowalscy, uczyli się w Z.S nr 16, dawno temu, ale jak mówi pani Anna, wiele razy spotykając się z byłymi szkolnymi koleżankami, wspomina, tamte czasy, a przy okazji jubileuszu „ zakręciła się łza w oku”. Szkoła rozpoczęła działalność edukacyjną w październiku […]