Odessa to nie tylko wielkie miasto z licznymi atrakcjami, ale również kilometry plaż. Mieszkałam w centrum i poruszałam się głównie pieszo, więc najbliżej było mi do plaży Lanżerona i do Otrady. Ta pierwsza jest bardzo zatłoczona. Na szczęście nikt tam nie uprawia ?parawaningu?, jak nad Bałtykiem, ale i tak trudno zmieścić gdzieś kocyk. Morze Czarne jest czyste, a piasek miękki i delikatny. Wiele w nim czarnych ziaren piasku. Tak, jak u nas, co kilka minut przez plażę przechodzą plażowi sprzedawcy. Jednak asortyment, który oferują plażowiczom jest zupełnie inny, niż u nas. Oczywiście kukurydza i piwo bywają też nad Bałtykiem, ale dla mnie zupełnie egzotyczne były noszone naręcza wędzonych ryb na drucie, a także małe krewetki do dłubania, jak nasz pestki słonecznika. Pisałam o nich w pierwszej części relacji.
Jeśli ktoś miał ochotę na coś słodkiego, to mógł kupić baklavę, czyli bałkańskie ciasto. W nadmorskich barach króluje kebab i hot dogi. Ale są też dostępne owoce morza i ryby. W klubie plażowym można kupić również potrawy kuchni azjatyckiej.
Jak przystało na morze Czarne, najmodniejsze w tym roku lody miały czarny kolor. Dzieci bardzo się cieszyły, strasząc dorosłych czarnymi ustami i zębami. Lody w sklepie kosztowały 10-18 UAH, czyli od złotówki do ok. 3 zł. Lody w gałkach kosztowały 25 UAH.
Leżenie na plaży męczy i nudzi, ale można skorzystać ze wspaniałej atrakcji, jaką jest delfinarium. Mam uczucia mieszane, bo szkoda mi zwierzaków występujących dla ludzi, ale z drugiej strony po raz pierwszy z tak bliska mogłam zobaczyć te sympatyczne ssaki. Bilet wstępu kosztował 300 UAH. W basenie pływało siedem delfinów czarnomorskich, urodzonych w niewoli. Wśród nich była mama z maluchem, ale ani ona, ani jej dziecko nie wykonywali ewolucji. Oprócz nich można było zobaczyć kotika i lwa morskiego.
Delfiny zaczęły wyskakiwać nad wodę jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu. Było widać, że to dla nich zabawa, a oklaski są nagrodą. Podczas występów innych ssaków morskich delfiny je uważnie obserwowały i starały się pokazać swoje umiejętności.
Trenerzy, nie treserzy, to młodzi ludzie. Widać, że kochają swoich podopiecznych i wkładają całe serce, w to, co robią.
Pokaz zakończyła licytacja obrazu, który namalowały delfiny, dzierżąc w pyszczkach kolorowe, wodoodporne pisaki.
?? Materiał oraz zdjęcia są chronione prawem autorskim. Zastrzegam zgodę na ich wykorzystywanie.
Tekst i zdjęcia Małgorzata Trzcionkowska