Okolica nadpiliczna słynie przede wszystkim z bogactwa leśnego rozciągającego się od Nowego Miasta n/Pillicą po przez Rawę Mazowiecką, Rzeczycę, Studziannę po Opoczno w województwie łódzkim. Ta naturalność środowiska towarzyszyła potyczkom bojowym i działaniom różnych grup partyzanckim podczas zawieruch wojennych. W historii II Wojny Światowej Hubalczycy zapisali się na stałe swoimi heroicznymi, żołnierskimi poczynaniami. Miejscowa ludność oraz historycy zadbali o upamiętnienie tych zdarzeń w formie Szańca w lasach anielińskich w parafii Studziańskiej. Toteż idea wolnościowa, patriotyzm i odwaga żołnierzy skupiających się przy Hubalu przenikała do kolejnych pokoleń.
Mam osobisty zaszczyt poznać historię pana Tomasza Nowaka pochodzącego z Brudzewic, emerytowanego żołnierza w stopniu plutonowego, służącego w 7 batalionie kawalerii powietrznej, kontynuującej tradycje 7 Pułku Ułanów Lubelskich. Służąc w Polskim Wojsku brał trzykrotnie udział w zagranicznych misjach wojennych.
W Iraku i dwa razy w Afganistanie.
Panie Tomaszu w jakim momencie życia pojawiło się zainteresowanie żołnierką?
Tak naprawdę od dziecka, lubiłem bawić się w wojsko, mój cały okres dojrzewania przebiegał w atmosferze wspomnień o zdarzeniach II Wojny Światowej i działaniach ugrupowań partyzanckich. Długie jesienno-zimowe wieczory służyły chłopskim spotkaniom, podczas których z ciekawością przysłuchiwałem się dramatycznym opowieściom, które przeżywałem w bezsenne noce i tworzyłem wyobrażenia o swoich życiowych zajęciach. Na czas wcielenia mnie do służby wojskowej oczekiwałem z niecierpliwością.
Kiedy pojawiło się marzenie o wojsku zawodowym?
Po zakończeniu służby zasadniczej, w lipcu1996 r. Wówczas nastąpiła likwidacja jednostek wojskowych, a to spowodowało brak możliwości pozostania w wojsku. Ta sytuacja spotęgowała jeszcze bardziej chęć powrotu do żołnierskiego munduru. Wkrótce zmieniono ustawę o Wojsku Zawodowym i pojawiła się dla mnie szansa, więc udałem się do WKU po szczegółowe informacje.
Tu spotkała mnie miła niespodzianka, ponieważ poinformowano mnie, że mogę ubiegać się o przyjęcie do Szkoły Podoficerskiej. Poczułem się dzieckiem szczęścia, gdyż w tym właśnie roku było mało kandydatów, więc dostałem się bez problemu. Już w następnym roku sytuacja uległa zmianie i liczba kandydatów zdecydowanie wzrosła tj. na 130 miejsc ubiegało się aż 800 chętnych. Egzaminy zdałem sprawnie i po miesiącu zameldowałem się w Szkole Podoficerskiej w Toruniu, który leży blisko Bydgoszczy, gdzie czasowo mieszkała moja żona z córeczkami.
Szkoła Podoficerska trwała dwa lata. Po jej ukończeniu starałem się o skierowanie mnie do Tomaszowa Mazowieckiego. Tymczasem trafiłem do 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej w Międzyrzeczu. W styczniu 2007 r. przeniosłem się do 7 bkpow. w Tomaszowie Mazowieckim. Po przejęciu obowiązków zapisałem się na dziewiątą zmianę Polskiego Kontyngentu Wojskowego IRAK.
Rozpoczęliśmy przygotowania do zmiany. W kwietniu 2007 roku dowiedzieliśmy się, że nasz parafialny kolega, który też służył w 7 bkpow. zginął w Iraku w czasie eksplozji miny pułapki.
Po Jego śmierci morale bardzo spadło wśród żołnierzy nie tylko tych, którzy z nim w tym czasie służyli w Iraku, ale też tych, którzy przygotowywali się do zmiany.
Ta tragiczna wiadomość spowodowała rezygnację kilku kolegów przygotowujących się do zmiany. Po kilkumiesięcznym szkoleniu przygotowawczym, w lipcu 2007 r. wyjechałem do Iraku, gdzie zaczęła się moja pierwsza misja, która trwała do lutego 2008 r. Nasza baza znajdowała się w mieście Dyvanija. Tam spędziłem siedem miesięcy.
Czy Dyvanija spełniła marzenia Pana o żołnierce?
O tak, na pewno !!!!!
Zawsze chciałem sprawdzić moją zdolność panowania nad strachem. Wkrótce po przylocie
doświadczyliśmy ostrzału z moździerzy. W celu złamania odporności świeżo przybyłych żołnierzy, ostrzały pojawiały się często w nocy i nad ranem.
Innym zagrożeniem były miny pułapki podczas patroli ID (improwizowane ładunki wybuchowe). Właśnie podczas takiego wybuchu zginęło dwóch naszych kolegów. Na szczęście ciągłe napięcie i huśtawka nastrojów nie niszczyła w nas ludzkiej wrażliwości i gotowości do rozwijania kontaktów z miejscową ludnością. Okazywana nam serdeczność wzmacniała nasze morale. Szczególną otwartość i wdzięczność odczuwaliśmy od grup dzieci, które licznie podbiegały do nas, bo liczyły na hojne dary w postaci słodyczy i napojów.
Jaki wpływ miała rozłąka z rodziną na żołnierską kondycję odpornościową?
Dla mnie jako Tomasza, niezwykle trudne były pożegnania. Często musiałem się mierzyć z różnymi emocjami. Z jednej strony realizowałem się, jako zawodowy żołnierz, z drugiej zaś czułem niedosyt w spełnianiu się jako kochający ojciec i mąż. Nosiłem w sobie świadomą odpowiedzialność za swoje życie, moich wspaniałych córeczek Weroniki, Angeliki i Marii oraz żony Aliny, która na czas mojej nieobecności przejmowała wszystkie obowiązki rodzinne. Za każdym razem podczas wyjazdu na misję najtrudniejszym okresem był pierwszy tydzień. Co prawda, mieliśmy możliwość kontaktowania się z najbliższymi poprzez wojskowe łącza, ale to było zdecydowanie za mało. Po powrocie do kraju i krótkim wypoczynku zapisałem się na drugą siedmiomiesięczną misję do Afganistanu. Zdobyte doświadczenia podczas dwóch misji zachęciły mnie do podjęcia uczestniczenia w trzeciej misji również w Afganistanie. Poznane schematy wypełniania kontyngenckich zadań podczas misji ułatwiało znoszenie żołnierskiego życia w bojowych warunkach. Uczestniczenie w działaniach międzynarodowych grup służyło poznawaniu wartości międzynarodowych wojskowych aspektów. Bardzo ważną rolę odrywało poczucie sojuszniczego partnerstwa dla bezpiecznego i sprawnego wykonywania zadań w codziennie zmieniających się warunkach. Dyscyplina i respektowanie informacji napływających od grup rozpoznawczych decydowały o pomyślności zdarzeń na każdy moment. Interesującego osobistego rozwoju doświadczałem mając kontakt z nowo poznanymi kulturami krajów, gdzie stacjonowaliśmy, ale również odrębne zwyczaje wiosek, które podlegały naszym patrolom. Dużo radości zawsze było, kiedy licznie skupione miejscowe dzieci wyczekiwały na nas, bo wiedziały, że od polskich żołnierzy dostaną upragnione słodycze i napoje. Oczywiście spotkania z dziećmi miały specjalną ochronę przed ostrzałami.
W wioskach przyjmowano nas z otwartością i gościnnie, co sprawiało, że czuliśmy się potrzebni wypełniając swoją misję. Trzecia misja w Afganistanie dopełniła mój puchar marzeń oraz usatysfakcjonowania moich wędrówek w mundurze wojskowym .Obecnie w poczuciu pomyślnie spełnionego marzenia od dziecięcych lat o byciu żołnierzem, wraz z moją kochaną rodziną mieszkam we wsi Rzeczyca nad Pilicą i rozwijam nowe pasje.
Pasieka pozwala mi poznawać zwyczaje pszczół, a uprawa miododajnych zbóż rozwija świadomość moich zadań tu i teraz na Ziemi.
Dziękuję Panie Tomaszu za przepiękne i szczere podzielenie się osobistymi doświadczeniami z czytelnikami. W krótkich żołnierskich słowach pokazał nam Pan, jak krzesać w sobie odwagę dla realizacji swoich życiowych marzeń od dzieciństwa.
Brudzewice, 26 marca 2021 r.