
Czekałem aż opadnie kurz, po czwórboju wyborczym. W obecnej zaistniałej sytuacji powyborczej tak szybko zapewne on nie opadnie, dlatego postanowiłem nie czekać i zabrać głos. Od dawna śledzę wydarzenia polityczne, na swój sposób potrafię je analizować i staram się jak najbardziej obiektywnie wyciągać wnioski. Tak też było w dwuboju prezydenckim do dużego pałacu. Zagłosowałem, jak trzeba, choć mam bardzo krytyczny stosunek do sprawowania władzy przez rządzącą koalicję. Koalicji rządowej obkładającej się pejczem, kopiącej się po kostkach nawzajem i to w świetle kamer, a nie w zaciszu gabinetów ministerialnych. Pełnej niespełnionych obietnic, bezradności, opieszałości oraz zaniechania w wielu kwestiach, jak chociażby: brak rozliczeń poprzedniej władzy, tolerowanie „pro Ziobrowych” prokuratorów i sędziów w wymiarze sprawiedliwości, ciągłe problemy z bankrutującą i upadłą służbą zdrowia, rozpętanie wojny i miotanie się w sprawach aborcji, utrzymanie kwoty wolnej od podatku mimo obietnic, na nowo rozpętanie dyskusji wobec relacji Państwo – Kościół, brak decyzji o nieopodatkowanej emeryturze.
Nie twierdzę, że obecny rząd nie zrobił nic, zrealizował wiele z obietnic wyborczych. Tylko czemu ja i naród dowiedział się dopiero po wyborach o tych sukcesach. To, że wzrósł zasiłek pogrzebowy z 4 tyś do 7 tyś, babciowe jest wdrażane, a 800+ wypłacane, renta wdowia zrealizowana a rodzice wcześniaków z dodatkowym urlopem i to, że dzięki metodzie in vitro urodziło się 100 tyś nowych obywateli Polski, to są konkrety!
Obecni przeciwnicy w opozycji jak byli przy władzy to potrafili chwalić się byle pierdołką. Jak kłócili się to buldogi gryzły się pod dywanem, a na zewnątrz zawsze istniał jeden zakłamany przekaz dnia, ale spójny w ustach liderów ówczesnej ekipy rządzącej. To nie są tylko moje zawiedzione nadzieje, ale jak się okazuje ponad połowy obywateli, którzy dali upust swojemu niezadowoleniu i rozgoryczeniu przy urnach 1 czerwca br. Zwłaszcza ci wszyscy młodzi którzy po uzyskaniu pełnoletności po raz pierwszy poszli do urn. Ostatnie wybory w Polsce pokazały rekordową frekwencję – co na pierwszy rzut oka wygląda jak sukces demokracji.
Ale czy wysoka liczba głosujących oznacza równie wysoką świadomość wyborczą – niekoniecznie. Polityka została sprowadzona do emocji, haseł, często memów i uproszczeń. Głosowanie bywa dziś wyrazem nie przemyślanej decyzji, a emocjonalnego odruchu zwłaszcza u młodego wyborcy nazywanego hasłem „dość duopolu”. O tym młodym elektoracie KO ale i PiS zapomniały, za to doskonale wykorzystał to bajkopisarz polityczny niejaki kandydat Sławomir Mentzen który wygenerował zasięgi w sieci. Wyczuł doskonale poziom naiwności i niewiedzę społeczno-polityczną młodych Polaków. Na wiecach posługiwał się prostymi populistycznymi hasłami i bezustannie przy pomocy hulajnogi uciekał ze spotkania na spotkania w Polsce powiatowej. Z szelmowskim uśmieszkiem nadawał jak to od razu staniemy się państwem dobrobytu i rozkwitu: bez podatków i socjalu-nie potrafisz zarobić to twój problem, za to z płatną edukacją – edukacja i nauka to biznes chcesz studiować płać, bez emigrantów i LGBT, ZUS zasiłki do likwidacji, Unia Europejska to zło, a Polska bez UE i wiele innych banałów. A młody wyborca to kupił, tak jak niegdyś ciemny lud, bo ten wizjoner umiał dotrzeć z przekazem tam, gdzie nie dojechał hulajnogą to nadawał non stop, w eterze mediów społecznościowych. Bo o tym, że młodzież w większości nie czyta papierowych i nie ogląda tradycyjnych mediów wiedział ten doktor, a nie wiedzieli lub wiedzieli, ale zbagatelizowali pozostali dwaj doktorzy. Ten czarny koń wyborów trafnie odczytał oczekiwania naszej spolaryzowanej społeczności. Gdzie zwolennicy jednej idei nawet fałszywej, niedorzecznej, bezkrytycznie akceptują i przyjmują wszelkie dane krytycznie i ślepo negują wszelkie dane stojące z nią w sprzeczności.
W efekcie różnorodne i odmienne poglądy przestają być słuszne a wymiana zdań i współpraca staje się coraz trudniejsza. My wszyscy zamiast aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym na co dzień, budzimy się dopiero wtedy, gdy wyniki wyborów nie pokrywają się z naszymi oczekiwaniami. A czarny koń wyborczego wyścigu Sławomir Mentzen zajmując trzecie miejsce stał się głównym rozgrywającym. Dzisiaj i słusznie najważniejsi liderzy polityczni stanowczo oświadczają, że nie kwestionują woli suwerena. Niekwestionowanie wyniku to nie oznacza, że nie powinno się uwzględnić zastrzeżeń w postaci 50 tyś. protestów jakie dotarły do SN. Na dzisiaj to sąd z nominatami PiSowskimi zatwierdza wyniki wyborów prezydenta RP. Kto dzisiaj pamięta, że po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego wpłynęło 600 tyś. protestów. Bo każdy polski wyborca musi mieć pewność, że jego głos został policzony, a jego udział w tym święcie demokracji został odnotowany i nie został zbagatelizowany a głos zmarnowany. Protesty wyborcze mają swoje miejsce w systemie demokratycznym. Jeśli istnieją uzasadnione podejrzenia o nieprawidłowości – takie jak fałszerstwa, manipulacje czy ograniczanie praw wyborczych – to reakcja obywatelska jest wręcz obowiązkiem. Za obłudę uważam próbę zwalenia winy na takie zjawiska i historie w trakcie kampanii i samego aktu głosowania jak choćby aplikację posła Mateckiego, która była nielegalna i nie zatwierdzona, choć nie mamy pewności czy miała wpływ na ilość oddanych głosów na jednego z kandydatów.
Zrzuca się winę na bilbordy czy brak dotacji wyborczych. A moim zdaniem winę za to całe zamieszanie i niepewność ponoszą członkowie komisji wyborczych i mężowie zaufania. Począwszy od KBW i PKW które dopuściły do komisji wyborczych widmo komitety wyborcze, które nie startowały w drugiej turze – tam powinny znaleźć się tylko dwa komitety wyborcze: Trzaskowskiego i Nawrockiego. Skoro zaraz po 21 godz. ujawniły się błędy i były one sygnalizowane do PKW to czemu przewodniczący sędzia Marciniak ogłosił najpierw szczątkowe a rano już jako pewne wyniki wyborów. Dzisiaj nie mamy pojęcia, ile dokładnie głosów dostał Karol Nawrocki, a ile Rafał Trzaskowski. PKW też nie ma pojęcia, co przyznała w swoim sprawozdaniu mówiąc oficjalnie o “dużych nieprawidłowościach” podczas liczenia głosów. Zgodnie z Kodeksem Wyborczym to PKW „ustala wyniki wyborów”. A nie prezes Kaczyński obwieszczając podczas wieczoru wyborczego, że „kandydat PiS wygra nad ranem”. W ostatnich wyborach prezydenckich to PiS przygotowywał narrację o fałszerstwie, kiedy okazało się, że kandydat PiS wygrał, to protesty ucichły. To w 2024 Kaczyński wyprowadził ludzi na ulice pod hasłem ‘sfałszowanych wyborów” Wówczas eksperci wykazali, że nie miał racji. Dzisiaj nie mówimy o pewności sfałszowania wyborów tylko o możliwości popełnienia przestępstwa, umyślnie i w zamierzonym celu lub o zaniedbaniach obowiązków. Potrafiliśmy otworzyć trumny by rozwiać wątpliwości to otwórzmy worki i przeliczmy, żeby rozwiać wątpliwości. Moim zdaniem najbardziej winni są członkowie Obwodowych Komisji Wyborczych wobec których trafiły protesty i żądania ponownego przeliczenia głosów.
W obecnych wyborach zaangażowane było 29 815 Obwodowych Komisji Wyborczych co daje armię ludzi pracujących przy zliczaniu głosów oddanych do urny. Dawniej w komisjach zasiadali społecznicy nie kuszeni oszałamiająca dietą. Dzisiaj bycie członkiem komisji stało się biznesem, ponieważ za jedna dobę można było skasować od 500 do 700 zł w przypadku ponownego głosowania od 375 do 525. W komisjach niekiedy zasiadali protegowani i oddelegowany aktyw partyjny w nagrodę za bieganie z ulotkami i rozwieszanie bilbordów i to niekiedy całymi rodzinami. Nie uwzględniono i zweryfikowano ich przygotowania do jakże ważnej misji zliczania głosów. Okazało się, że bezmyślnie bez samokontroli składali podpisy na arkuszach wyborczych. Prokuratura powinna wnieść akty oskarżenia wobec członków obwodowych komisji wyborczych, którzy poświadczyli nieprawdę w wynikach głosowania w tych komisjach, gdzie wyszły błędny. Za niedopełnienie obowiązków członkom komisji wyborczych grozi surowa odpowiedzialność karna. Reguluje to art. 154 § 5 kodeksu wyborczego. „Komisarze wyborczy, członkowie Państwowej Komisji Wyborczej, okręgowych, rejonowych i terytorialnych komisji wyborczych oraz urzędnicy wyborczy korzystają z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych i ponoszą odpowiedzialność jak funkcjonariusze publiczni”. Przecież udział w komisjach to nie chwilowy biznes, a ciężka odpowiedzialna społeczna praca. Tu mówimy o zaniedbaniach nie tylko tych przewodniczących, ale całych składów OKW. Te zaniechania, jeśli okażą się potwierdzone powinny ich wyeliminować w przyszłych udziałach w pracach podobnych komisji. Tu nie może być „Polacy nic się nie stało”.
Stało się i to m.in za sprawą liderów i niektórych działaczy partyjnych, o wybujałym ego, za sprawą ślepoty i głuchoty na artykułowane potrzeby suwerena. Za ich zaniechania zapłaciliśmy my wszyscy. Więc mamy mieć prawo oczekiwać przeprosin i posypania popiołem głowy tych nieudaczników politycznych. Przecież żyjemy w państwie demokratycznym a nie totalitarnym. I mimo że demokracja zdaje się być na zakręcie musimy wyjść na prostą by obywatele nie mieli wątpliwości co do uczciwości wyników wyborów. Ja wierzę, że żyjemy w Polsce nowoczesnej i europejskiej, samorządowej przyjaznej ludziom a nie że wygra populistyczna grupa ludzi z wizją brunatną i nienawiścią do współobywateli. Chcę wierzyć, że nie mamy dwie Polski, wielkomiejską i powiatową. Wierzę w jedną Polskę, gdzie demokracja nie jest na papierze a w sercach obywateli. Demokracja, w której obywatele decydują o tym, kto będzie sprawował władzę, kształtował prawo i reprezentował interesy społeczeństwa. Te protesty wyborcze to dowód zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego a nie społeczeństwa frustracyjnego. Nie ma nic złego w tym, że obywatele wyrażają sprzeciw. To zdrowy objaw – pod warunkiem, że jest on oparty na faktach, zrozumieniu i konstruktywnym działaniu. W przeciwnym razie protest staje się tylko wentylem emocji, który pozwala nam poczuć się „aktywnymi”, choć realnie nie prowadzi do żadnych zmian. Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy społeczeństwa obywatelskiego, które nie tylko mówi, że mu się coś nie podoba, ale też potrafi zrozumieć mechanizmy, domagać się reform, kontrolować władzę i brać odpowiedzialność – nie tylko za wynik wyborów, ale za cały proces demokratyczny. Demokracja to więcej niż jeden dzień wyborczy raz na cztery lata.